Dobra, niezła, nie polecam
24 listopada miałyśmy do omówienia w naszym DKK aż trzy książki, powieści „Empuzjon” Olgi Tokarczuk, „Las znikających gwiazd” Kristin Harmel i zbiór anegdot autorstwa Grzegorza Kasdepke i Huberta Klimko-Dobrzanieckiego pt. „Królik po islandzku”.
Największe oczekiwania były oczywiście w stosunku do powieści noblistki. Tu opinie były raczej podzielone, nie wszystkim książka się podobała, choć tak naprawdę zawiera wiele motywów i tropów charakterystycznych dla pisarstwa Tokarczuk. Osobiście odnoszę wrażenie, że powieść porusza tyle ważnych wątków, że warto przeczytać ją powtórnie, a cudowny język „Empuzjonu” po prostu jeszcze raz posmakować.
Powieść Kristiny Harmel „Las znikających gwiazd” porusza sprawy z czasów II wojny światowej. Tym razem jest to opowieść o ukrywaniu się Żydów w lasach na Polesiu, inspiracją była tu postać Arona Bielskiego, aczkolwiek autorka opowiada o innej grupie. Zawsze z pewną obawą sięgam po książki amerykańskich pisarzy o czasach II wojny światowej. Na ogół są schematyczne, proste, jakby świeżutko zeszły z taśmy kursu kreatywnego pisania. Te powieści mogą się podobać, mają czasami dobre fragmenty, ale, tak czy inaczej, dla mnie to literatura (jak filmy) klasy B.
„Królik po islandzku” to fantastyczna wyprawa w przeszłość PRL-u, a właściwie w czasy młodości wielu z nas. Powinna być opatrzona zaleceniem „Dozwolone od lat 40”, bo młodsi czytelnicy nie odczują tych wszystkich smaczków tak oczywistych dla starszych. Może to być swoista biblioterapia, bo podczas lektury tej książki można się pośmiać. Od czasu do czasu warto sięgnąć po coś lżejszego, aczkolwiek w bardzo dobrym gatunku.
Maria Macała