Twórczość Erica-Emmanuela Schmitta

25 stycznia odbyło się pierwsze w 2023 roku spotkanie DKK przy Wypożyczalni Głównej WiMBP w Zielonej Górze. Bardzo ucieszył nas fakt, że doszła nowa, „klubowa” koleżanka. W zaciszu stylowej, klimatycznej Cafe Pro Libris w gościnnym Norwidzie 12 osób dyskutowało o twórczości Erica-Emmanuela Schmitta.

Chyba większość z nas zetknęła się wcześniej z powieściami czy opowiadaniami Francuza, ale na ten dzień przeczytaliśmy w ramach propozycji DKK „Szkołę egoistów” i „Dziennik utraconej miłości”. „Szkoła egoistów” to debiut literacki Schmitta z 1994 r., skromny objętościowo, ale iskrzący się ciętym dowcipem i wprawiający we frustrację miłośników pisarza, znanego z kultowej już mini powieści „Oskar i pani Róża” czy „Pan Ibrahim i kwiaty Koranu”. Tu mamy do czynienia z powieścią filozoficzną, napisaną przez filozofia z wykształcenia, nauczyciela akademickiego. Jeśli ktoś zna twórczość Schmitta, a nie czytał jego debiutu, może poczuć się trochę zdezorientowany, a nawet rozczarowany. Warto jednak dać tej powieści szansę, żeby podelektować się wszystkimi smaczkami, które bez wątpienia nam ofiarowuje. Jeśli jednak ktoś chce zacząć czytelniczą przygodę ze Schmittem, lepiej wybrać inne jego pozycję, niekoniecznie ten debiut. Autor jest przede wszystkim znanym dramaturgiem i naprawdę świetne są jego sztuki np. „Małe zbrodnie małżeńskie” czy „Tektonika uczuć”. Mało tego, wiele jego powieści jest opartych na dramatach, a powieści z kolei są wystawiane na deskach teatrów na całym świecie. Schmitt jest też laureatem Nagrody Gouncourtów w kategorii opowiadanie za zbiór pt. „Trucicielka” (czytałam, rewelacyjny). Podobne odczucia miała też nasza koleżanka po lekturze „Małżeństwa we troje”, była zachwycona tymi opowiadaniami. Schmitt jest zwolennikiem krótszych form, lubi prostotę, pewne uproszczenia, co nie oznacza swoistego prostactwa. Jest naprawdę dużą sztuką napisać utwór o niewielkiej objętości, zawierającym jednak maksimum emocji i przesłania. Pisarz jest trochę nierówny w swojej twórczości, pisze już ponad 30 lat i zdarzają się mu pozycje zdecydowanie słabsze np. „Ulisses z Bagdadu”.

Podobnie jest z „Dziennikiem utraconej miłości”, o którym dyskutowaliśmy podczas tego spotkania. Schmitt ukazuje tu trudny moment ze swojego życia, śmierć matki i okres żałoby po niej. Temat bardzo ważny, dotykający każdego człowieka, ale ten opis jest jakiś histeryczny (myśli samobójcze pisarza, syna, który stracił matkę, jej idealizacja – matka mu zrobiła jeden raz w życiu przykrość – swoją śmiercią). Jest tu swoisty ekshibicjonizm, trochę tego wszystkiego jest za dużo. Z drugiej strony każdy inaczej przeżywa żałobę i dobrze, że ten temat jest podejmowany w literaturze. Przypomniała się nam inna książka o podobnej treści, którą czytaliśmy w ramach klubu. To „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy. Piękne epitafium, wystawione zmarłej matce, ale w sposób dyskretny, stonowany, aczkolwiek też emanujący bólem utraty kogoś bardzo ważnego. Moim zdaniem lepsze od „Dziennika utraconej miłości”. Rozmawialiśmy też o innych książkach Schmitta i doszliśmy do wniosku, że to pisarz, którego, owszem, warto czytać (szczególnie dramaty i opowiadania), ale chyba bez szczególnego „nabożeństwa”.

Maria Macała

Dobre historie

Dobre historie

    14 grudnia odbyło się ostatnie w 2022 roku spotkanie naszego DKK. Z przyjemnością zamieniłyśmy nasze lokum na przemiłą, stylową Cafe Pro Libris na parterze budynku. To wnętrze, pięknie zaaranżowane po dawnej księgarni, jest wprost stworzone na różnego rodzaju spotkania kulturalne. Frekwencja jak zwykle dopisała, było nas chyba 10 osób, w tym dawno niewidziana koleżanka, co szczególnie cieszy.

   Tym razem dyskutowałyśmy na temat pierwszej, wydanej po polsku książki zeszłorocznego noblisty Abdulrazaka Gurnaha „Powróceni” i „Saturnina” Jakuba Małeckiego.

    Akcja powieści Gurnaha toczy się nieśpiesznie od początku XX wieku aż po lata po II wojnie światowej. Pisarz porusza zapomniany temat kolonializmu niemieckiego w Afryce Wschodniej, a szczególnie askarysów, żołnierzy kolonialnych rekrutowanych z miejscowej ludności. Oskarżani o szczególne okrucieństwo sami byli ofiarami przemocy, a nie tylko bezwzględnymi kolaborantami. Stosunek kolonizatorów Niemców do askarysów symbolizuje relacje kolonialne, pełne fałszywie pojmowanej misyjności, pogardy, wyzysku i przede wszystkim rasizmu. Pisarz pokazuje bezsilność mieszkańców Afryki Wschodniej wobec kolonizatorów, pozorność ich wpływu na własne życie, ale jednocześnie tworzy piękny portret ludzi prostych, ale pełnych powściągliwych emocji i miłości. Mądra, dobra literatura, chapeau bas!

     „Saturnin” Jakuba Małeckiego to powieść łącząca czasy współczesne z obrazami II wojny światowej. Jest to przewrotna, alternatywna historia rodzinna pisarza. Małecki pisze bardzo dobrze i trafia do wielu czytelników, historie przez niego opisane wydają się wiarygodne, kapitalne są sceny z kampanii wrześniowej, ukazujące grozę wojny, jej chaos, okrucieństwo i absurd. W powieści są też całe frazy, sceny naprawdę piękne, chwytające za serce (wiem, wiem ckliwie to brzmi, ale wielu czytelników może to potwierdzić).

    Bardzo cenię Jakuba Małeckiego za jego niesamowitą wrażliwość i dlatego zawsze wybaczam mu różne niedoskonałości, które krytycy jego twórczości zawsze gdzieś mu wytkną.

Ja lekturę tej powieści gorąco polecam.

Maria Macała

 

 

 

 

 

LEKTURY NADOBOWIĄZKOWE

31 marca 2022 r. odbyło się kolejne spotkanie naszego DKK. Z dumą piszę te słowa – frekwencja dopisuje i przychodzi zawsze około 10, 11 osób. Tym razem doszła do klubu młodsza koleżanka, jeszcze studentka, miłośniczka literatury fantasy, zainteresowana także innymi gatunkami. Nie ukrywam, że dziewczyna była pod wrażeniem ilości książek, tytułów, pisarzy, które nam (z racji wieku przede wszystkim) są już znane, a dla niej to terra incognita. Zasypałyśmy ją licznymi propozycjami, które skrzętnie zapisała, my natomiast odczułyśmy coś w rodzaju „czytelniczej zazdrości”, że tyle świetnej lektury jest jeszcze przed nią do odkrycia.

Na to wiosenne spotkanie czytałyśmy dowolne tytuły i wrażeniami z tejże lektury dzieliłyśmy się z innymi. Padło nazwisko genialnego Wiesława Myśliwskiego i jego przedostatniej powieści „Ostatnie rozdanie”, powspominałyśmy też (moim zdaniem najlepszy) „Traktat o łuskaniu fasoli”.

Koleżanka A. była zachwycona opowiadaniami Katherine Mansfield, które pięknie przetrwały próbę czasu i dzisiaj także potrafią poruszyć. Ze współczesnej literatury ukraińskiej pojawił się doskonały Serhij Żadan i jego boleśnie aktualny „Internat”. Nie zawodzi też niezrównany Ken Follett z najnowszą powieścią „Nigdy”. Z literatury popularno-naukowej padł tytuł „Czarny łabędź : jak nieprzewidywan zdarzenia rządzą światem” i „ 5 typów osobowości, które mogą zniszczyć ci życie”.

Jak widać czytamy dużo i różnorodnie, w czym nawet wiosna nam nie przeszkadza.

Maria Macała

 

 

 

Dobra, niezła, nie polecam

Dobra, niezła, nie polecam

     24 listopada miałyśmy do omówienia w naszym DKK aż trzy książki, powieści „Empuzjon” Olgi Tokarczuk, „Las znikających gwiazd” Kristin Harmel i zbiór anegdot autorstwa Grzegorza Kasdepke i Huberta Klimko-Dobrzanieckiego pt. „Królik po islandzku”.

   Największe oczekiwania były oczywiście w stosunku do powieści noblistki. Tu opinie były raczej podzielone, nie wszystkim książka się podobała, choć tak naprawdę zawiera wiele motywów i tropów charakterystycznych dla pisarstwa Tokarczuk. Osobiście odnoszę wrażenie, że powieść porusza tyle ważnych wątków, że warto przeczytać ją powtórnie, a cudowny język „Empuzjonu” po prostu jeszcze raz posmakować.

    Powieść Kristiny Harmel „Las znikających gwiazd” porusza sprawy z czasów II wojny światowej. Tym razem jest to opowieść o ukrywaniu się Żydów w lasach na Polesiu, inspiracją była tu postać Arona Bielskiego, aczkolwiek autorka opowiada o innej grupie. Zawsze z pewną obawą sięgam po książki amerykańskich pisarzy o czasach II wojny światowej. Na ogół są schematyczne, proste, jakby świeżutko zeszły z taśmy kursu kreatywnego pisania. Te powieści mogą się podobać, mają czasami dobre fragmenty, ale, tak czy inaczej, dla mnie to literatura (jak filmy) klasy B.

     „Królik po islandzku” to fantastyczna wyprawa w przeszłość PRL-u, a właściwie w czasy młodości wielu z nas. Powinna być opatrzona zaleceniem „Dozwolone od lat 40”, bo młodsi czytelnicy nie odczują tych wszystkich smaczków tak oczywistych dla starszych. Może to być swoista biblioterapia, bo podczas lektury tej książki można się pośmiać. Od czasu do czasu warto sięgnąć po coś lżejszego, aczkolwiek w bardzo dobrym gatunku.

Maria Macała

 

 

 

 

 

Nie wszystko złoto, co się świeci

7 Października odbyło się kolejne spotkanie naszego DKK. Bardzo miło było spotkać się znowu we własnym gronie, frekwencja , jak zwykle, całkiem niezła, bo przyszło dziesięć osób. Tym razem miałyśmy do omówienia dwa tytuły, ale już pierwszy okazał się jakoś nietrafiony, bo prawie nikt nie doczytał do końca. Rzecz o „Prawie do światła” irlandzkiego pisarza i dziennikarza Johna Banville`a. Ten zdobywca Nagrody Bookera w 2005 roku za powieść „Morze” jest wymieniany jako kandydat do literackiego Nobla. Niestety, nas nie zachwycił. Owszem, pewne walory można mu przypisać, ale czytelniczo, przynajmniej w gronie naszych klubowiczek, nie sprawdził się.

Spodobała się natomiast „Dzikowska. Pierwsza biografia legendarnej podróżniczki” autorstwa Romana Warszewskiego, dziennikarza , pisarza i podróżnika, znawcy Ameryki Południowej. Biografia jest pokaźna objętościowo, ale czyta się ją szybko, bo opisywana postać jest tak nietuzinkowa, że nie może być inaczej. Sinolog z wykształcenia, historyk sztuki (ceniony) z zamiłowania, podróżniczka, odkrywca, współtwórca z Tonym Halikiem wielu filmów dokumentalnych, krajoznawczych, które w czasach PRL otwierały widzom okno na świat. Kobieta genialna, autorka wielu pięknych albumów, opracowań o sztuce , wywiadów a artystami, wreszcie świetnych przewodników po Polsce. Dzięki jej staraniom w 1999 roku odsłonięto w Peru pomnik inżyniera Ernesta Malinowskiego, budowniczego najwyżej położonej kolei na świecie. Jako oddana partnerka i towarzyszka Tony`ego Halika pięknie zadbała o jego spuściznę i pamięć – z jej inicjatywy w 2003 roku powstało w Toruniu Muzeum Podróżników jego imienia. Bardzo wiele osób ceni sobie biografie, bo one, często niezależnie od waloru literackiego, bronią się same mocą postaci, które opisują. W przypadku tej książki możemy mówić o dobrej symbiozie między jednym, a drugim. Warto po nią sięgnąć. Z czystym sumieniem polecam.

 /Maria Macała/